czwartek, 3 lipca 2014

Spotkanie z Atlantykiem

Dziś był trudny dzień.
W chwili, gdy to piszę, leżę na plaży Atlantyku, w miejscowości, której nazwy nie wymówię.
Morze/ocean cudownie koi swoim szumem, księżyca jest tylko rogal a od morza/oceanu dochodzi delikatniutki i miły powiew.
Dla takich chwil warto się pomęczyć. Dziś było naprawdę gorąco (ok 30stopni). Poodpinaliśmy podpinki od kurtek i cieszyliśmy się każdym mijanym laskiem, który dawał odrobinę chłodu.
Plecy bolą jak cholera, podczas jazdy wypróbowywaliśmy wszystkie możliwe pozycje na motocyklu - to na prawym półdupku, to na lewym, na obu się już nie dało. Pasy wzmacniające plecy, normalnie opinające brzuchy wylądowały wysoko na plecach by dać odrobinę ulgi plecom ...
Postanowiliśmy robić przerwy co 50 km, żeby chłopaki nam nie pozasypiały na siedząco ...

Ale ten wysiłek się opłacał.
Najpierw cudowne miejsce, które już z oddali wyglądało niesamowicie. St. Michael, gdzie parę wieków temu ktoś postanowił założyć opactwo na wyspie, która podczas odpływów jest normalnie dostępna, ale po przypływie woda zalewa jedyną drogę do niej wiodącą. Sprytne, w zasadzie twierdza nie do zdobycia ...
Już z daleka wyglądała niesamowicie, ale gdy podjechaliśmy bliżej okazała się istną perełką (choć nieco zadeptaną przez turystów). Gdy zaparkowaliśmy motocykle, trochę miny nam zrzedły, bo okazało się że mamy w linii prostej jakieś 3,5 km. 

Na szczęście między parkingiem a wyspą kursuje bezpłatny autobus, który w parę chwil przniósł nas w inną epokę.
Zajechaliśmy i (jakżeby inaczej) z grupą Japończyków zaczęliśmy zwiedzanie.
Cała wyspa podczas odpływu otoczona jest grzęzawiskiem nie do pokonania co czyni ją w zasadzie twierdzą z jedną jedyną drogą dojazdową ...

Niestety, jak w większości tego typu miejsc ilość turystów przeszkadza w pełni nacieszyć się takim cudem. Ceny oczywiście też wariackie.
Gdy już nałaziliśmy się do bólu wróciliśmy do motocykli okazało, się, że obok zaparkowali na wypasionych turystykach Polacy. Oczywiście zaczęliśmy rozmawiać o tym jak podróż itd. Na początku podchodzili z lekką pogardą, bo oni na supersprzętach a my po prostu na GSach, ale gdy spytali o cel naszej podróży, odebraliśmy naszą odrobinę satysfakcji :).
Potem ruszyliśmy w dalszą podróż.
Po drodze oczywiście kolejne miasta-perełki.

... I Francuzi świętujący sukcesy na mundialu. Zapewne już niedługo, bo jutro grają z Niemcami ...

Wreszcie dotarliśmy do Atlantyku.

Na rano zamówione bagietki, czas na odpoczynek.
;)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz