Mieliśmy być dziś w Belgii, ale ponieważ Holandia zauroczyła nas, postanowiliśmy poświęcić jej więcej czasu niż planowałem.
Pierwszą atrakcją dnia był skansen z wiatrakami. Znakomicie zachowane, wiatraki z XVIII wieku. Pełniące dwie role - pierwsza oczywista - młyny mielące ziarno, a druga mniej oczywista dla nas przyjezdnych - wiatraki napędzające młyńskie koła celem "ruszenia" wody w systemie kanałów nawadniających pola.
Najdziwiwszy się dość udaliśmy się w dalszą drogę, ale ponieważ mi jeszcze w Polsce wysiadło gniazdo usb i iPhone wyłączał nawigację, krótko po starcie trafił mnie szlag i zjechaliśmy na bocznicę by naprawić dziada.
Ponieważ okazało się, że sprawa nie sprowadza się do wymiany bezpiecznika i nie mamy pomysłu co jeszcze mogło zawieźć, zamieniliśmy tylne gniazdo z przednim i po podłączeniu telefonu już ze sprawną nawigacją pojechaliśmy dalej.
Zjechaliśmy już z autostrad i poruszaliśmy się bocznymi trasami, dzięki czemu mogliśmy zobaczyć jak wygląda prawdziwa Holandia. A było co podziwiać. Drogi idealnie proste, ogrody wypielęgnowane, domki piękne w swej skromności.
Raz tylko na jakiś czas drogaprzecinała się z kanałem, lub rzeką i wtedy ...
Rozwiązaniem były promy.
Wreszcie zmęczeni ale zadowoleni dojechaliśmy do cudu inżynierii holenderskiej dwudziestego wieku bram zamykających Rotterdam przed zalaniem w czasie sztormów. Ponieważ burze na Morzu Północnym wiążą się z silnymi pływami i miasto było regularnie zalewane, pomysłowi Holendrzy zbudowali wrota Rotterdamu, które nie zatrzymywały wymiany wody, ale zabezpieczały miasto przed kaprysami morza...
I pod koniec dnia zlądowaliśmy na polu namiotowym z super łazienką, więc wszyscy poszli robić pranie, prysznice, itd...Jutro Francja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz